Wczoraj zaliczyłam wizytę u psychiatry.
Ogólnie rzecz biorac pierwszy raz w życiu tyle nasiedziałam się w poczekalni, jedyne 6 godzin czekajac na prywatna wizytę. Niektórzy czekali dłużej ode mnie. Nie ukrywam był to niezły test na wytrzymałość, miałam parę razy kryzys pod tytułem: pierdole leczenie i ide do domu! Na szczęście jednak matka czuwała nad moja osoba i pilnowała mnie.
Wizyta też nie należała do krótkich, siedziałam u pani doktor z półtorej godziny. BYła to dziwna wizytwa.
Była ona pełna złych i dobrych emozji, śmiechu i płaczu. Widziałam że mnie sprawdza, ja także ja sprawdzałam. Mam wrażenie że obie mamy podobne charaktery, sprawdzałyśmy się nawzajem.
Wyszło jednak że mnie zdominowała psychicznie co równe było z tym, że nagle zminił mi się humor. Zrobiłam się nerwowa, płaczliwa, sama zauważyłam swój dziwny odruch łapania się za zagojone rany na ręce.
Ogólnie rzecz biorac dostałam lek na leczenie depresji i mani, mam uważac na siebie przez pierwsze pare tygodni gdyż może wzrosnać chęć na samookaleczanie się, moge mieć więcej myśli samobójczych. Więcej?! Miało mi to pomóc w zatrzymaniu tego szaleństwa. ale skoro ona uważa że mi pomoże, to ok.
Dowiedziałam się, że poczatkowo muszę chodzić na terapię ale jednoosobowa, bo mogę zdominować innych chorych. Ok, ja się godzę na to, w końcu cholernie nienawidze wszytskich innych ludzi, oni po porstu mnie męcza. Co jeszcze? Sama nie wiem...
W łazience na ziemi od pary dni leży potłuczona szklanka, nie sprzatnęłam jej. Pare razy stałam nad szkłem myślac o tym, że te krawędzie musza być na prawdę ostre.
Moje agresywne zachwoanie zdominowało kłopoty z rzyganiem, tego też się nie spodziewałam.
Czuje że w 80% zatraciłam swoje prawdziwe ja.
Rzygam, tne się, rzygam, nienawidze świata, ludzi, nienawidzę wszytskiego i pragnę wszystkich. Ciagła gonitwa myśli, chce żeby wiedzili o tym, ale też i nie chcę. Wszyscy wiedza, że maja doczynienia z kims chorym...