Komentarze (0)
OD jakiegoś czasu budzę się zdenerwowana i zmęczona. Pierwsze myśli dotyczą ulżenia sobie w tych dziwnych czasach. Potem mijam sklepy, kioski i myślę o tym by kupić opakowanie żyletek. Brzmi to śmiesznie i trywialnie dla kogoś kto samookaleczenie kojarzy tylko z tzw emo. Jednak proszę za każdym razem o wybaczenie i oczyszczenie, gdy w mojej głowie pojawia sie koncepcja okrutnej śmierci. Odkładam to zawsze na drugi dzień, lub na wieczór. Oczywiście nie samobójstwo, ale fakt 'ulżenia sobie'.
Z dnia na dzień czuję się coraz to bardziej pusta, samotna, nie potrzebna, Chcę krzyknąć rodzinie w twarz: zobaczcie mnie! Ja tu jestem... a oni wciaż interesują sie mną w zły sposób.
Znów układam w myślach list pożegnalny, nie widzę nadziei, nie widzę przyszłości.
Mam wszystko a nie mam nic. Mieszkam w bogatym domu, mam co zechcę, ponoć... zwiedziłam wiele egzotycznych krajów, noszę dobre ubrania, a mimo to jestem biedna. Rodzina mnie kocha, martwi się, ale z drugiej strony zastanawiam się co takiego spieprzyło się we mnie, skoro tak blisko mi do dna.
Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby mnie teraz pokochać, choc pragnę z całego serca by ktoś taki się znalazł. Wstyd mi na sama myśl, że miała bym momuś pokazać swoje blizny, swoje ciało, swoja duszę...
Wczoraj zastanawiałam się ile mijamy przyszłych samobójców na ulicy.
Czy ja też należę do nich, skoro ostatnio jest to mój tak bardzo upragniony temat?
Nie mam swojego miejsca w tym życiu...